Dzisiaj będzie kobieco. Bo kobieta o "Kobietach", czyli o albumie Andrzeja Frankowskiego, znanego również jako
Fetish.
Ale od początku zacznijmy.
Andrzej znakomitym fotografem jest i o tym nawet pisać nie będę. Ale oprócz tego jest niesamowitym człowiekiem. A może właśnie dlatego potrafi być też takim artystą? W końcu, jak mówi w wywiadzie dla Szerokiego Kadru (
KLIK tutaj aby przeczytać), na zdjęciach pokazujemy siebie. Ta niesamowitość jest więc nim. To nie niespotykane plenery, jakich nie znajdziemy po sąsiedzku (coś wiem, na Warmii mieszkam), to nie oszałamiające kobiety, których w życiu zapewne nie poznamy (wiem, bo poznałam niektóre z nich)... Owszem, zarówno przyroda nasza, jak i te kobiety - są piękne, cudowne. Ale bez Andrzejowej magii, te czary by się nie zadziały...
A dzieje się mianowicie to, że każde zdjęcie do mnie mówi. Mówi o sile i delikatności naszej kobiecej. O tęsknocie, o magnetyzmie. To są historie zamknięte w obrazie. Nawet mnie na chwile udało się patrzeć na nie samymi tylko emocjami, nie rozbierając "Kobiet" na tonacje, ostrość i kompozycję. A to zdarza się rzadko i tylko wtedy gdy nic nie zgrzyta.
Jestem bardzo więc dumna, że poznałam Andrzeja osobiście. Bo to spotkanie - uwierzcie lub nie - bardzo dużo zmieniło moje podejście do fotografowania - a i życia w całości...
Album możecie kupić
TUTAJ.